czwartek, 26 maja 2016

Mój braciszek



Był ze mną od zawsze, sam nie wiem kiedy dokładnie pojawił się w moim życiu. Jak daleko sięga pamięć on tam już był. Pamiętam go małego, jak rósł i jak ja rosłem. Mimo, że był ode mnie jedynie rok młodszy, chyba niecały rok. Był dużo mniejszy ode mnie. Mój brat, zawsze ja mu pomagałem, zawsze on mnie pocieszał. Nie potrafił być samodzielny - nie dziwię się.
Pamiętam nie jedną sytuację, jak wpadałem do domu i płakałem. Byłem bezradny i bezsilny, słaby i głup...
— Patryk, zachowujesz się, jak ciota! — wykrzyczałem sam do siebie, chociaż wiedziałem, że on jest w domu. Nie wydał żadnego dźwięku, bezgłośnie podszedł do mnie i pierw szturchnął delikatnie. Po chwili usiadł obok mnie i spoglądał, jak po moich policzkach ściekają łzy.
— Kuba, jestem słaby... Oni wszyscy mają rację co do mnie... — powiedziałem, co chwilę przerywając szlochaniem i przytuliłem go. Nie odepchnął mnie, nie odtrącił, ani samemu nie objął. Po prostu pozwolił mi zrobić to co chciałem...
— Jestem do dupy, do niczego... — kontynuowałem swój monolog, cały czas przytulając mojego małego braciszka.
Myśląc dalej - nigdy mnie nie odtrącił, nigdy nie zostawił mnie samego, gdy tego nie potrzebowałem. Najważniejsze, że był, kiedy nie było nikogo innego. Zawsze mogłem mu się wygadać, wypłakać... Mimo, że to dla wszystkich mogło wyglądać na głupie.

Pamiętam dokładnie, gdy na jego skórze zaczęło pojawiać się wybrzuszenie. Początkowo wszyscy to bagatelizowaliśmy, ale postanowiliśmy udać się z tym do specjalisty. Na początku zapytała moją mamę ile on ma lat...
— Niech Pani zgadnie. - Uśmiechnęła się moja mama.
— 5 lat... - odpowiedziała patrząc na jego zęby.
Od lekarza usłyszeliśmy diagnozę.
— To po prostu gula od uderzenia. Zaniknie po jakimś czasie — wymówił pewnie i powoli, a ja czułem się jakby kamień spadł mi z serca. Zarówno ja, jak i siostra, razem z mamą - martwiliśmy się o niego.

Przed oczami nie raz pojawiają mi się zabawne sytuacje, w końcu nikt nie miał takiego braciszka, jak ja. Pamiętam, jak śmiałem się gdy on wspinał się po metalowej futrynie. Jak kładł się obok mnie gdy spałem lub mogłem się do niego przytulić usypiając. Pamiętam, jak raz z rozbiegu skoczył na zepsute krzesło obrotowe i odjechał razem z siedziskiem. Zbyt wiele z tego wszystkiego chciałbym zapomnieć - nie potrafię.
Kochałem swojego brata - był ze mną od zawsze, cały czas. Kocham swojego brata - nadal tkwi gdzieś we mnie.

Wybrzuszenie nie znikało, mimo że minął miesiąc, potem dwa i trzy. Z wybrzuszenia zrobiła się gula, a my postanowiliśmy pojechać do innego weterynarza. Usłyszeliśmy to samo, ale tym razem powiedział, że jeśli jesteśmy tak uparci - możemy zrobić prześwietlenie. Diagnoza nie potwierdziła się, tak naprawdę to był rak kości, który już praktycznie zjadł jeden z jego kręgów. Nie ma szans na operację. Dokładnie przed swoimi oczami widzę, nawet dzisiaj, łzy mojej siostry. Pamiętam łzy swojej mamy, pamiętam swoje łzy. Jebane szesnaście lat był z nami, nie ma go... Był, po prostu był. Zawsze czekał na nas w domu. Zawsze po powrocie do domu mruczał i zawijał się między nogami. Przychodził i sam siadał na kolana, sam kładł się obok na łóżku. Był towarzyszem, bratem, który wyczuwał kiedy ktoś jest chory lub smutny. Staraliśmy się jeszcze, żeby był szczęśliwy w tych ostatnich chwilach, ale nie daliśmy rady. Po kilku dniach rak przełamał jego kręgosłup, a my nie mieliśmy zamiaru patrzeć na jego cierpienie...

Musieliśmy go uśpić...

Nie ma go, po szesnastu latach... Jedyne co zostało to pustka i cisza. Wracam do domu, jest pusto. Czekam, aż ktoś wróci, doszukując się go po całym domu. Czekam, aż coś usłyszę, dopatrując się jakiegokolwiek zarysu mojego kota... Mojego brata.


Nie ma go, po prostu nie ma...

czwartek, 26 maja 2016

Porwanie

 
 
Jak każdego dnia obudziłem się sam, a Marek już dawno wstał i siedział na kanapie, oglądając telewizję. On chyba nigdy nie śpi, zawsze mnie jedynie denerwuje, ale to tak jak każdy przyjaciel.
Jak zwykle po przebudzeniu wybrałem ubrania, poszedłem z nimi do łazienki, prysznic, ogoliłem się, ubrałem i zrobiłem śniadanie. Zazwyczaj jadłem płatki na mleku, kanapki lub jajecznicę, ale dzisiaj miałem ochotę na naleśniki. Dawno ich nie robiłem, więc oczywistym jest, że musiałem nalać za dużo ciasta, a potem je spalić. Jeden podczas przerzucania na drugą stronę przylepił się do sufitu... Wcale nie było łatwo go odlepić, a plama na suficie i tak została.
Teraz siedzę z moim przyjacielem i oglądam telewizję.
— Jak Ci minął wczoraj dzień? — zapytałem odkładając już pusty talerz na szklany stół, który stał przede mną.
— Normalnie, a Tobie? — odpowiedział nie odrywając wzroku od telewizora.
— Podobnie, tyle że rozmawiałem z moją matką, jak zwykle czepiała się, żebym znalazł normalnych znajomych — powiedziałem.
— Ja nie jestem normalny? — zapytał się odwracając wzrok, patrzył w moją stronę i czekał tak na odpowiedź.
— No jesteś, ale sam nie rozumiem o co się czepia. Spokojnie, ona taka już jest od śmierci ojca, ale... — Moje słowa przerwało mocne uderzenie w głowę.
Obraz zrobił się przez chwilę biały, potem czarny, wahał się tak, aż do momentu gdy zsunąłem się z kanapy. Mark patrzył jak upadam i zerkał na mojego oprawcę. Zamknąłem oczy.
Obudziła mnie zimna posadzka, leżałem w jakiejś wilgotnej i ciemnej piwnicy, prawie nagi. Jedynie slipki i to całe mokre, zasłaniały tą najważniejszą dla faceta część ciała. Chciałem wstać, lecz poczułem, że coś jest przyczepione do mojej kostki, usłyszałem uderzający łańcuch o beton, podczas gdy znowu upadałem na ziemię.
— Co to za dźwięk? — usłyszałem delikatny damski głos dobiegający z wentylacji.
— Obudził się — odpowiedział jej jakiś twardy męski głos, rodem z horrorów.
Moje serce zaczęło mocniej bić, przyspieszyło jeszcze bardziej, gdy usłyszałem nade mną uderzające o podłogę damskie obcasy.
Kroki były coraz głośniejsze, dobiegł mnie znajomy dźwięk – klucz w zamku i po chwili oślepiło mnie jasne światło, dostające moich oczu przez otwierające się właśnie drzwi.
— Wstał — usłyszałem ten głos, jednocześnie straszny i przyjemy dla moich uszu, jak miód z domieszką trutki na szczury. Drzwi się zamknęły, a ja usłyszałem stukot obcasów na schodach.
— Widzę, że przyzwyczaiłeś się do ciemności, bo tak słodko zasłaniałeś się przed światłem. — powiedziała i czekała na odpowiedź. Po chwili postawiła coś na ziemi. — Będziesz tak milczał? Może głodny jesteś?
— Po co tu mnie trzymasz? Kim jesteś? — zapytałem ochrypniętym głosem.
— Oj, zaziębisz się, zaraz przyniosę Ci jakieś ubrania i  koc do spania — powiedziała w taki sposób... Jakby się martwiła.
— Odepnij mnie, n-n-nikomu nic nie powiem... P-p-proszę, pozwólcie mi odejść, nikt się o tym nie dowie — wydukałem, a po moich policzkach spływały łzy.
— Jedz, bo mój mąż się zdenerwuje, wszystkiego dowiesz się w swoim czasie — powiedziała ciepłym matczynym głosem i dobiegł mnie dźwięk jej kroków w przeciwną stronę.
— Proszę! Wypuście mnie! — wykrzyczałem przez łzy.
— Nie krzycz, nikt Cie nie usłyszy — powiedziała spokojnie wychodząc z piwnicy i znowu oślepiając mnie tak jasnym światłem.
Rzuciłem się na jedzenie, nie było żadnej łyżki, żadnego widelca, ale nawet nie zwracałem na to uwagi. Byłem tak głodny, że mięso jadłem jak pies, było nawet dobre, ale nie skupiałem się na smaku. Zupę wypiłem jak ze szklanki. Najadłem się i przesunąłem się pod ścianę, żeby oprzeć się plecami. Czekałem na ubrania które miała mi przynieść. Uświadomiłem sobie, że znam już ten głos, był taki przyjemny. Zdałem sobie także sprawę, że na nic zda się proszenie. Muszę jakoś to przetrwać. Drzwi się otworzyły, usłyszałem znowu te same kroki, ciche nucenie spokojnego i radosnego utworu.
— Już zjadłeś? Musiałeś być głodny... — powiedziała rzucając na mnie jakieś ubrania.
— Jak mam założyć spodnie? — zapytałem zdziwiony.
— Po... Na lewej nogawce masz zamek, żeby ominąć łańcuch, koc połóż pod sobą, nie będzie ci chociaż zimno — odpowiedziała.
— Dlaczego to robicie? — dyszałem zakładając spodnie.
— Spodobałeś mi się, więc dla przyjemności.
— Przyjemności? — zdziwiłem się trochę myśląc, że może nie będzie tak źle. Zawsze marzyłem o takim seksie, żebym był w roli niewolnika, a kobieta "mojej Pani".
— Nie takiej o jakiej pomyślałeś — przerwała mi rozmyślania i poczułem ukłucie na ramieniu.
— Śpij dobrze — dodała, a moje oczy się powoli zamykały.
— Co mi podała... — chciałem dokończyć, lecz usnąłem.
— Wstawaj, wstawaj, Andrzej. — Obudziły mnie jej delikatne słowa w moim uchu.
Moje ręce skrzyżowane były w górze, zaczepione na łańcuchach. Moje nogi wisiały nad podłogą.
Pokój był lekko oświetlony żarówką energooszczędną. Zobaczyłem ją stojącą przede mną na czerwonych wysokich szpilkach, bezsilnie podnosiłem głowę patrząc na jej długie nogi w czarnych pończochach. Do tego w krótkiej, bo nie sięgającej do kolan sukience. Brunetka, o delikatnie zadartym nosie, piwnych oczach i delikatnych rysach twarzy.
— Mów do mnie na Ty — powiedziała uśmiechając się i zwracając moją uwagę na stół. — Coś za coś... Wczoraj zjadłeś, dziś się pobawimy.
Na stole dostrzegłem kilka par strzykawek, jakieś tabletki, bandaże, igle i nić, ale też noże, sierpy, pałki, bicze, a nawet kastety.
— Czemu mi to chcesz zrobić?! — podniosłem głos od nagłego zastrzyku adrenaliny.
— Jeszcze nie wiesz co chce zrobić... Możesz wybrać od czego zacznę — powiedziała przesuwając stół tak, że z mroku wyłoniły się też inne narzędzia. Jedno z nich przypominało korkociąg, był tam też pas pełen kolców, kolców na wewnętrznej stronie.
— Jesteś piękna, ale suka — stwierdziłem plując jej prosto w twarz.
— A ty jesteś twardzielem takim? — zapytała podnosząc ze stołu jeden z biczy i uderzając mnie mocnym zamachem w twarz. Rozcięty łuk brwiowy zaczął mocno krwawić i zalewać moją twarz.
— We krwi Ci ładniej... — dopowiedziała podchodząc do mnie i zlizując krew z mojego policzka.
— Suka! — wykrztusiłem twardo, wydmuchując na nią krew z moich ust.
— Poplamiłeś mi sukienkę — powiedziała rzucając bicz na ziemię i chwytając najmniejszy nóż na stole. Obeszła mnie i poczułem lekkie ukłucie i szczypanie rozchodzące się po całych plecach.
— S, już jest... Nie broń się przed krzykiem... U, już jest — mówiła śmiejąc się i chichocząc cicho.
— Aaaaa. — Nie wytrzymałem i krzyknąłem z bólu, gdy ona już kończyła pisać na moich plecach wyraz "suka".
— Teraz to nie ja jestem suką — powiedziała a moja głowa opadła.
— Już nie masz siły? Ja chce jeszcze więcej zabawy! - dodała podnosząc ze stołu strzykawkę, a następnie wbijając mi je w pierś.
— Jesteś... — odpowiedziałem, gdy poczułem nagły przyrost siły.
— Od razu lepiej — powiedziała podnosząc ze stołu ogromne igły i wbijając mi je nico pod kolanami.
— Teraz Cie trochę opuścimy... — uśmiechnęła się podchodząc do kołowrotka przyczepionego do ściany.
Zaczęła kręcić, a ja zniżałem się coraz bardziej. Upadłem już prawie na kolana. Igły wbite pod kolanami zaczęły wchodzić w moje ciało. Krzyczałem i spojrzałem na nią. Miała zamknięte oczy, a przez sukienkę pocierała swoją kobiecość, coraz szybciej i szybciej.
— Przestań! — wykrzyczałem, a igły pod moim ciężarem wbijały się coraz głębiej.
— Przestań, co? Jak mnie wcześniej nazwałeś? — powiedziała stękają i nie przestając bawić się sama ze sobą.
— Przepraszam! — wydobyłem z siebie, gdy miałem już dość tego bólu.
— Nie o to chodzi — wystękała opierając się na ścianie i nadal pocierając swoje ciało.
— Przestań suko! — w tym momencie ona przestała, złapała za kołowrotek i pociągnęła w przeciwnym kierunku niż poprzednio.
Nie o to mi chodziło... Czułem taki ból jak prostowały się moje nogi, że nawet krzyknąć nie byłem w stanie. Po prostu zaciskałem szczękę. Chciałem, żeby ustał, żeby moje cierpienie dobiegło końca.
— Daj mi... Daj mi... — nie dokończyłem.
— Nic Ci nie dam. Możesz jedynie popatrzeć — powiedziała łapiąc za obcęgi, które leżały pod kołowrotkiem i uśmiechając się fałszywie.
— Daj mi żyć — wyszeptałem gdy ona stawiała kroki w moją stronę.
— Będziesz żył. — Kleknęła przede mną, złapała obcęgami jedną z igieł i szarpnęła.
Nie wyobrażalny ból rozchodził się po moim ciele podczas wyrywania sześciu igieł, przy siódmej zemdlałem, ósmej na szczęście nie doczekałem.
Obudziłem się na materacu, przykryty byłem kołdrą, a pod głową miałem miękką poduszkę. Przez chwilę poczułem się jak w domu, jakby nie śmiech tej pięknej i chorej brunetki nad moją głową. Światło nadal się paliło, a łańcuch był tak długi, że nawet mógłbym wstać i pospacerować, poczułem się taki wolny, ale gdy próbowałem zgiąć kolana uświadomiłem sobie, że to co się wydarzyło nie było tylko snem. Chciałem chodź na chwilę usiąść i oprzeć się o ścianę, ale w porę przypomniało mi się, że na plecach mam wielki napis "SUKA".
— Ta kurwa powinna spalić się w piekle — wyszeptałem z nienawiścią pod nosem, lecz w pamięci miałem jak cały czas pocierała swój czuły punkcik.
— Sprawdzę do niego, trochę przesadziłam jak na pierwszy raz — powiedziała do męża, a dźwięk rozniósł się wentylacją.
— Trochę, to za mało powiedziane — odpowiedziałem sam do siebie, kładąc się na boku i udając, że śpię. Usłyszałem kroki nade mną, otwierające się drzwi, a potem uderzanie o schody. Po chwili stała obok mnie.
— Wstań Andrzej, obudź się — powiedziała stawiając coś obok mnie, ale ja nadal udawałem. — Wstawaj, wiem, że nie śpisz, są tu kamery.
— Skąd znasz moje imię?— zapytałem się odwracając głowę w drugą stronę i powoli przekręcając się z brzucha na bok.
— Miałeś przy sobie dowód, nie wiedziałam, że masz tylko dziewiętnaście lat, wyglądałeś na starszego.
— Mark wam nie powiedział? — zapytałem bezsilnie, a po widoku jej miny przypominając sobie, że on był tylko moim zmyślonym kolegą — Dlaczego ja?
— Jaki Ma... Już Ci mówiłam, spodobałeś mi się — odpowiedziała wskazując na tace z jedzeniem, którą postawiła.
— Czy tu kurwa chodzi o wygląd? To jest chora zabawa. Ja cierpiałem, a ty... — przerwałem na chwilę.
— Masturbowałam się... Czy to takie złe? — powiedziała dotykając mojego policzka. Czułem wstręt i podniecenie jednocześnie. — Po twoich spodniach widzę, że nie.
— To jest kurwa złe, a ty zadajesz tak durne pytania. — Powiedziałem zaniżonym tonem. — Znaczy tortury są złe!
— Wszystko co fajne jest zabronione — powiedziała wstając i kierując się do schodów.
— Nie odchodź! — wykrzyczałem, chcąc dokończyć z nią temat.
— Dobrze — powiedziała siadając rozkrokiem na schodach tak, że widziałem jej koronkowe stringi.
— Dlaczego tak o mnie dbasz, a jednocześnie mi zadajesz tyle cierpienia? — zapytałem siadając pod ścianą pomimo bólu.
— To z miłości, bo widzisz w niej się cierpi i... Sam wiesz co. — Uśmiechnęła się, złączyła nogi i położyła ręce na kolanach.
— Jakiej miłości?! Kobieto, to nie miłość tylko jakiś pierdolony sadyzm! — darłem się wkurzony.
— Andrzej, ty mnie nie pamiętasz... Nie dziwie się, ale się w Tobie zakochałam... Jestem wstydliwa — powiedziała zaczerwieniona.
— Ty kurwa jesteś wstydliwa?! Ty kurwa jesteś pierdolnięta!
— Tak to my kochany nie będziemy rozmawiać. — Zdenerwowała się, wstała i podeszła do drzwi.
— Ona jest pierdolnięta — stwierdziłem pod nosem.
— Jeszcze pożałujesz tych słów — powiedziała wychodząc z łzami w oczach.
Ona płakała? Ciężko opisać to co działo się w mojej głowie. Od zawsze wiedziałem, że kobiet się nie zrozumie, ale ta była jedną tak seksowną i tak pierdolniętą zagadką...
Boje się jej słów: " Jeszcze tego pożałujesz" – a jak ja miałem zareagować jak psychopatka, która mnie torturowała, mówi mi, że mnie kocha. Musze przyznać, że nigdy nie podnieciłem się tak jak przed chwilą, ale to i tak nic nie zmienia.
Zobaczyłem na tace, był tam talerz ze spaghetti, oraz pomidorówką, łyżka, widelec, jakiś kwiatek, sam się nigdy na nich nie znałem. Podniosłem tace kładąc ją delikatnie na udach. Delektowałem się smakiem... Może i mąż psychopatki, ale umie gotować.
Drzwi się otworzyły, weszła ona rzucając mi jakieś zdjęcie pod nogi i od razu wychodząc.
Zjadłem, przysunąłem się do zdjęcia i zobaczyłem na nim młodą piękną blondynkę, odwróciłem na drugą stronę i zobaczyłem napis: "Niedługo masz urodziny, to twój prezent".
Zdjęcie, czy dziewczyna na nim jest prezentem? Sam nie wiem i wole o tym nie myśleć.

Ostatnie dni mijały spokojnie, nie uwzględniając rozmów z Marysią, bo tak się nazywał mój oprawca. Żałuje, że poznałem jej imię, to oznacza, że mnie nie wypuści, przynajmniej nie żywego. Moje rany już się zagoiły, plecy zabliźniły, a moje nogi są już sprawne. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że łańcuch jest tak wydłużony, żebym mógł dojść do "toalety", czyli jeden postawiony drewniany kibel. O ile się nie mylę dziś są moje urodziny, zastanawiam się nad moim "prezentem".
— Cześć Andrzej — powiedziała otwierając drzwi od piwnicy.
— Cześć — odpowiedziałem patrząc na jej ręce, niosła na nich mały torcik.
— Najlepszego. — Zaśmiała się stawiając torcik na stole i odpalając zapalniczką świecę.
— Dzięki... — wydukałem zerkając na świeczkę i nie robiąc nic więcej.
— Nie zdmuchniesz świeczki? — zapytała wycofując się tak, żeby łańcuch nie pozwolił mi jej sięgnąć.
— Dobrze — powiedziałem wstając i kulejąc do miejsca w którym stał tort, ból jeszcze był. Oparłem się rękami na stole, zdmuchnąłem świeczki i pomyślałem jedno życzenie.
— O czym pomyślałeś? — zapytała odchodząc jeszcze o krok do tyłu.
— Nie powiem, bo się nie spełni — odpowiedziałem, a tak naprawdę moim życzeniem było, żeby wyrwać się z tego piekielnego miejsca i zabić tę psychopatkę, ale przecież jej tego nie powiem, bo się zdenerwuje, a nie chce mieć kolejnego napisu na plecach lub igieł w kolanach.
— Pokaże Ci prezent. — Doszedł głos z mojej prawej strony i poczułem ukłucie w biodro, chciałem się odwrócić, ale wszystko, co widziałem zaczęło się rozmazywać. Lewym barkiem upadłem na ścianę i spadałem tak na beton, który wcześniej miałem pod nogami.
Spodziewałem się, że odzyskując przytomność będę zawieszony na łańcuchach, natomiast byłem w ciemności zaczepiony kajdankami, oraz jakimiś linami za ręce i nogi, na jakimś stalowym krześle. Próbowałem się poruszyć, ale krzesło chyba było permanentnie przyczepione do ziemi.
Zapaliło się światło, pierwsze co zobaczyłem to Maryśka stojącą obok włącznika.
Miała na sobie obcisły skórzany strój rodem z filmów pornograficznych o tematyce BDSM.
Spoglądałem na lewo i zdałem sobie sprawę, że to jest inny pokój niż ten, w którym mnie przetrzymuje. Spojrzałem na prawo, przede mną wisiała przyczepiona za ręce i nogi, naga blondynka w rozkroku o pięknych kształtach i jędrnych piersiach, była zakneblowana jakąś szmatą. Tak, to była dziewczyna ze zdjęcia, patrząc na nią miała może 18 lub 19 lat.
— To jest Ania. Ma 19 lat i dziś ty będziesz wybierał co jej zrobię, a więc...? — zaczęła Marysia podchodząc do stołu.
— Nic! Wypuść ją! — wykrzyknąłem, a ona podniosła ze stołu kij golfowy i wymierzyła mi w kolano solidne uderzenie.
— Nie psuj zabawy... — powiedziała, gdy odkładała na stół kij, w tym czasie Ann zaczęła się szarpać, wyglądało to nieudolnie.
— Wypuść ją! — wykrzyczałem znowu, a ona podniosła ze stołu nożyk do cięcia tektury, wyciągnęła jego ostrą część tak, że można było zobaczyć błyszczącą się żyletkę.
- Co mam na niej napisać? - zapytała przykładając jej żyletkę do brzucha.
- Nic... - powiedziałem. - Zostaw ją, masz mnie.
- To twój prezent - powiedziała wycinając jej na brzuchu napis "NIC".
- Przeleć ją - powiedziałem myśląc, że to będzie najłagodniejsza rzecz jaka będzie mogła ją spotkać.
Maryśka zakneblowała mnie jakąś szmatą, naciągnęła łańcuchy na których była przywiązana Ann, tak że teraz nie miała żadnego ruchu. Wyszła na chwilę z pomieszczenia. Patrzyłem na dziewczynę po jej brzuchu powoli spływała krew, nie wiem dlaczego podniecił mnie ten widok nagiej, pięknej blondynki ociekającej krwią. Ona chyba chciała coś powiedzieć, ale zarówno jej, jak i mi przeszkadzał knebel.
Zobaczyłem jak spływały jej łzy po policzkach. Wróciła, miała w ręce butelkę. Rozbiła ją o ścianę, robiąc z niej tulipana. Popatrzyłem się na lecące na ziemię szkła i zacząłem się szarpać.
— Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. — Zaśmiała się kucając przed blondynką. Zebrała ślinę na palce i wtarła ją dziewczynie w krok, wzięła butelkę rozbitą stroną wkładając dziewczynie w pochwę.
Popatrzyłem się dużymi oczami, a Ania zaczęła płakać, słyszałem jej krzyki stłumione przez knebel. Tymczasem Maryśka cały czas nadawała coraz większą tępo, tnąc jej pochwę. Już po chwili jej narządy przypominały jedynie wiśnie w mikserze, cały czas ciekła krew, słyszałem stłumiony krzyk, widziałem łzy i chorą radość. Nie chciałem patrzyć, lecz nie mogłem odwrócić wzroku. Trwało to około pięć minut. Krzyki nie ustały, ale patrzyłem jak ta chora psychopatka wyciąga jej tą butelkę z wnętrza i oblizuje z krwi uważając na ostrą część.
— Dziewica! — zaśmiała się zbierając trochę krwi wypływającej z Anki i wcierając mi w twarz.
Opuściła moje spodnie i podwinęła bluzkę. Wróciła do dziewczyny, znowu zebrała krew, tym razem w dwie ręce, podeszła do mnie i wcierała jej krew w moją klatkę piersiową, a potem w mojego slipy.
Nie mogłem się wyrwać, a co chwilę, patrzyłem na dziewczynę, już nie płakała, nie miała czym... Wypłakała już wszystko. Osoba, która przed chwilą znęcała się nad nią, a wcześniej nade mną, podeszła do dziewczyny i wstrzyknęła jej siwobiałą ciecz do krwiobiegu, dziewczyna usnęła, wzięła drugą strzykawkę, podeszła do mnie i powtórzyła czynność.
Usypiałem, patrząc się na rozerwaną pochwę u tak pięknej dziewczyny wiszącej przede mną.
Obudziłem się, tak jak zwykle tylko byłem przebrany. Popatrzyłem się przed siebie, taca z jedzeniem. Zobaczyłem na lewo, na stoliku nadal stał torcik. Usłyszałem szloch, byłem zdziwiony i powoli odwróciłem wzrok na prawo, leżała tam Ania trzymając się za krocze i płacząc. Podniosłem się i poczułem ból w kolanie. Dostałem w nie kijem, więc to raczej było logiczne. Podniosłem swoją kołdrę i ruszyłem praktycznie skacząc na jednej lewej nodze. Doskoczyłem do koca na którym leżała i przykryłem ją moją kołdrą. Naprawdę bała się mojego dotyku, ale nie dziwiłem się temu. Powoli usiadłem na wilgotnym betonie i patrzyłem na nią.
— Przepraszam — powiedziałem gładząc ją po włosach.
— Spierdalaj — powiedziała cichym i słabym głosem.
— Myślałem, że jak tak powiem, to dla Ciebie nie będzie tak bolesne... Nie wiedziałem, że ta psychopatka zrobi to butelką — dokończyłem podnosząc bluzkę i obracając się, żeby pokazać jej napis na moich plecach.
— Z-z-zasłużyłeś sukin-s-s-synu... — skomentowała.
— Tak na to zasłużyłem jak i ty, po prostu jej się "spodobałem". Nie wiem co czujesz i nie potrafię sobie wyobrazić twojego bólu — dodałem wstając. Ania nie miała postawionego jedzenia. Doskoczyłem do swojej tacy i przyniosłem pod miejsce w którym leżała.
— Spróbuj wstać. Musisz coś zjeść... Naprawdę przepraszam — powiedziałem łapiąc ją za ramie i podnosząc tak, żeby usiadła oparta o ścianę. Widać była bardziej odporna na ból niż ja, bo tylko syknęła, jak opierałem ją o ścianę. Nabrałem trochę ziemniaczków puree na łyżeczkę i przystawiłem do jej ust.
— Jedz, musisz jeść. Jakoś to przeżyjemy. — starałem się ją jakoś odciągnąć od myślenia o bólu, a ona otworzyła usta.
— Nie chce żyć — wyszeptała przełykając jedzenie.
— Nigdy tak nie mów — powiedziałem podając jej kolejną łyżeczkę.
— Jak ja mam żyć skoro już nigdy nie będę mogła uprawiać seksu?! Jak skoro nigdy nie będę matką?! Jak skoro nigdy nie będę mogła o tym zapomnieć?! - wykrzyczała i odwróciła się w przeciwną stronę. Odłożyłem tace, łyżeczkę i delikatnie objąłem Anię rękami, przytuliłem ją do siebie.
— Wyjdziemy, wyjdziemy z tego razem, naprawdę. — powtarzałem te słowa w koło i nadal delikatnie przytulałem ją do piersi. Sam sobie wmawiałem te kłamstwa. Usłyszałem otwierające się drzwi i kroki na schodach, nie mogłem zostawić tak dziewczyny i nie przestałem jej przytulać.
— Ooo... Zakochane gołąbki jakie to słodkie — powiedziała Maryśka widząc nas.
— Sp... — zaczęła wypowiadać Ania, ale zatkałem jej usta swoją ręką.
— Zostaw ją — powiedziałem do naszego oprawcy.
— Ania, to on miał takie życzenie. - Na jej twarzy malował się perfidny uśmieszek, a słowa rozbrzmiewały z fałszywym żalem.
— Wypierdalaj — wyrwała mi się dziewczyna i odpowiedziała.
— Andrzej, to jest twoja kołdra... To jest twoje jedzenie! — wykrzyczała kopiąc w tace. — Do-wi-dze-nia.
— Ann, ona kłamała. Chciała się na mnie zemścić, a wiedziała, że najbardziej zaboli mnie czyjaś krzywda — wyszeptałem jej do ucha.
— Dlaczego ona pytała się Ciebie o życzenia? — zapytała próbując odepchnąć mnie barkami.
— Były moje urodziny, a ta kurwa na chore poczucie humoru... — wyszeptałem odciągając ręce.
— Zostań... — powiedziała dociskając swoją głowę do mojej piersi.
— Zostanę, ale ona się będzie mściła za to, że się choć trochę zbliżyliśmy, ale obiecuje Ci jakoś to przeżyjemy — uspokajałem ją, jedną ręką ponownie głaszcząc ją po włosach.
— Ona nas zabije, a jeśli nie to chociaż mnie — wydukała odpowiadając jedną ręką na mój uścisk.
— Nie pozwolę jej, obiecuje — powiedziałem, choć sam nie byłem pewien, czy to możliwe.
— Ona mnie okaleczyła, okaleczyła na zawsze... Nigdy jej tego nie wybaczę. Ta suka powinna umrzeć. Udławić się swoim jebanym językiem — podniosła głos, a ja czułem jej łzy spływające po mojej piersi. Syknęła z bólu, gdy docisnąłem ją do mojej piersi. Pewnie dlatego, że delikatnie podniosłem ją do góry. W normalnej sytuacji próbował bym ją pocałować, ale tego nawet trochę nie można było nazwać normalnym.
— Ona miała twoje zdjęcie... Powiedziała, że "to" jest moim prezentem, gdy ją obraziłem tak jak ty próbowałaś, ale Cie powstrzymałem powiedziała, że tego pożałuje — szeptałem, bo wiedziałem, że dźwięk się bardzo łatwo rozchodzi i cały czas gładziłem ją po głowie.
— Jakie zdjęcie? — zapytała.
— Twoje. Pokazałbym Ci, ale tu są kamery i ona to zobaczy. Będziesz za dużo wiedzieć i nie mów głośno, bo dźwięk się bardzo mocno niesie — szeptałem.
Siedzieliśmy w ciszy. Przez jakiś czas ją jeszcze głaskałem, aż usnęła, a ja chwilę po niej. Obudził mnie krzyk Ani, poczułem ukłucie, chciałem odepchnąć Maryśkę, ale usłyszałem jedynie "Jestem lekarzem", dźwięk był jakby echem. Nie miałem siły, zasnąłem.
Ocuciło mnie chlapnięcie zimnej wody. Wisiałem tam gdzie wtedy Ania, a ona siedziała na moim miejscu, zakneblowana, a z jej policzków znowu ciekły łzy. Była naga, a na swojej pochwie miała jakieś chusteczki.
— Jak już mówiłam jestem lekarzem i zrobię wszystko z chirurgiczną precyzją — powiedziała Maryśka.
— Zostaw ją! — wykrzyczałem patrząc w stronę oprawcy.
— Twoją kochankę? Zdradziłeś mnie! — odkrzyknęła patrząc z pogardą na mnie.
— Jakie kurwa zdradziłeś?! Ty jesteś popierdolona! — wydarłem się, a ona z trudem zakneblowała mi usta.
— Zobaczymy jak Ci się spodoba brutalniejsza zabawa — powiedziała w stronę Anki podchodząc do stołu.
Wzięła ze stołu ten pas z kolcami do środka, zapięła mi go na wysokości pępka i wróciła do stołu. Podniosła z niego dość spory młotek. Chciała pocałować mnie w usta, ale szarpnąłem głową tak, że dostała w nos. Pociekła jej krew, a ona z całej siły uderzyła w pas. Poczułem silne ukłucie połączone z uderzeniem. Stłumiony krzyk Ani. Zamknąłem oczy i myślałem... Jestem w swoim domu, budzę się spoglądam na osobę w moim łóżku, to Ania, taka piękna. Całuje ją w ramie i jadę coraz wyżej...
Z moich marzeń wyrwało mnie mocne uderzenie biczem w twarz, klatkę piersiową, plecy. Biła mnie bez litości, a ja jedynie wyginałem się we wszystkie strony, dostałem po karku, odgiąłem głowę w tył, a w między czasie ona uderzyła mnie w szyje. Zacząłem się dusić. Zobaczyła to i rzuciła bicz, szła w moją stronę. Przeszło mi, a ona podeszła do mnie i napluła mi prosto w oczy, gdy mogłem znowu spojrzeć zobaczyłem ją obok Anki.
Ta suka trzymała w ręce coś co mi przypominało palkę do basketballu, uderzyła ją z całej siły w głowę, a ta odbiła się jak piłka. Wymierzyła jej dwa ciosy w brzuch, a biedna dziewczyna zemdlała z bólu. Chociaż się od niej odczepiła... Wróciła do mnie i uderzyła mnie w bark, szczękę i głowę. Zemdlałem.
Przez chwilę tkwiłem w ciemności, szedłem przed siebie i wołałem Anię. Ze snu wybudził mnie krzyk, to było w pokoju na górze. Obok mnie siedziała Anka i prosiła, żebym żył. Prosiła, żeby nie teraz. Usłyszałem z wentylacji głos "Stać policja!" i po chwili tylko strzały, spojrzałem na dziewczynę obok mnie, złożyła pocałunek na moich ustach, ostatni pocałunek. Mnie już nie było widziałem światło i chudego blondyna pod sobą, błagał mnie o przebaczenie, ale mnie wciągało światło. Przepraszał mnie za swoją zonę Marysię.
Mnie już nic nie bolało byłem wysoko ponad tym.
Ania, jeszcze będziemy razem.

— Andrzej, nie umieraj! — wykrzyknęłam po oderwaniu swoich ust od jego.
Drzwi się otworzyły, stał w nich mężczyzna z karabinem.
— Spokojnie, już nikt was nie zrani. — powiedział schodząc po schodach.
— Ratujcie go! On umiera!— krzyczałam, a mężczyzna zerwał się z miejsca.
— Nie wyczuwam pulsu. Wezwijcie karetkę! - wykrzyczał do "łoki-toki".
Był ostatnim co mnie trzymało przy życiu. Szybkim ruchem zabrałam mu pistolet z pochwy przyczepionej przy pasku, odbezpieczyłam.
— Nieee! — wykrzyknął policjant.
Ja już nacisnęłam spust, a mój mózg rozlał się na ścianie.
Andrzej, już zawsze będziemy razem.


Miłość istnieje, ale niszczy ją świat.